Kiedy przed budynkiem Stabsgebäude pokazał się ubrany w mundur esesmana Jurek Bielecki, Sonia Rotschild ucałowała Cylę po raz ostatni i szepnęła jeszcze: "Niech Bóg cię prowadzi" i mówiąc te słowa lekko pchnęła ją w kierunku wyjścia.
Do Jurka podeszła korpulentna blondynka w mundurze Aufscherin. Zameldował się jako funkcjonariusz Politische Abteilung: - „Dostałem rozkaz doprowadzić na przesłuchanie więźniarkę - Moment mal... w tym miejscu przerwał, wyciągnął z lewej kieszeni bluzy kartkę papieru. Häftlingsnummer 29558, Name Cybulska-Stawiska, sylabizował.
Aufsherin zawołałą kapo i rozkazałą: Ruf mal die Schwarze von Bügelstube - zawołaj tę czarną z prasowalni. Sama zaś zajęła się flirtem z przystojnym esesmanem.
Bielecki musiał dostosować się do gry mimo ogromnego zdenerwowania.
Po chwili w drzwiach stanęła kapo, a za nią blada z przerażenia Cyla.
Ruszyli. Cyla szła pierwsza, za nią Jurek, niby ją eskortując. Na horyzoncie majaczyły wieżyczki strażników. Powoli zbliżali się do strefy śmierci.
Okładający więźniów pałką kapo spojrzał na Jurka i stanął na baczność.
Przy drodze rysowała się budka kontrolna dyżurującego podoficera SS. Na kilka kroków od Kontrollstelle Bielecki zatrzymał się. „Heil Hitler Unterscharführer" - krzyknął Bielecki, po czym podsunął Niemcowi dokument. Strach dławił mu gardło. Nie było już odwrotu. Chwila, w której podoficer oglądał przepustkę spoglądając na Jurka i Cyle wydawała się wiecznością.
W pewnej chwili usłyszeli: "Weiter machen", co oznaczało: "Możecie iść".
Jurek stuknął jeszcze raz obcasami, wyrzucił rękę w górę i ostro popędził Cylę. Jeszcze wieczność trwogi, czy nie usłyszą za sobą: "Halt!". Nic takiego nie zaszło. Wolność stanęła przed nimi otworem.
Choć byli już poza obozem, nie czuli się wolni.
Kontynuowali swój marsz w przyspieszonym tempie. Moment grozy przeżyli gdy obok nich, na szosie pojawił się znajomy esesman. Na szczęście nie rozpoznał w Jurku dawnego więźnia.
Skryli się w wiklinach i pod ich osłoną przesuwali się w kierunku południa.
Pozostały za nimi łuny Oświęcimia i Brzezinki.
Klucząć polami po ciemku weszli na teren jednostki Wehrmachtu, strzegącej balonów zaporowych w pobliżu budujących się obiektów Buna Werke. To mogło skończyć się tragicznie już na początku ucieczki.
W ciągu dnia spali i odpoczywali ukryci w łanie zboża.
Pewnej nocy zostali ostrzelani w pobliżu Zatora przez niemieckich osiedleńców, pełniących nocną wachtę na skraju wsi. I tym razem udało im się wymknąć śmierci, korzystając z ciemności nocy i szumu padającego deszczu.
Następnej nocy uciekinierzy osiągnęli wieś Bachowice w pobliżu Spytkowic. Tam po raz pierwszy otrzymali pomoc ze strony ludności polskiej. Schronienia udzieliła im rodzina Stanisława Kosowskiego, miejscowego organisty. Kosowski zorganizował dla Cyli i Jurka przwodniczkę, która kilka dni później przeprowadziła ich przez zieloną granicę w pobliżu wsi Brzeźnica. Pod Czernichowem przeprawili się promem przez Wisłę już na terenie Generalnej Guberni. Cyla nie chciała iść dalej. Była wyczerpana, przemęczona. Ale Jurek nie pozwalał jej się załamać.
Wędrując dotarli do znanych Jurkowi okolic Krakowa. Kilka dni później odpoczywali już bezpiecznie w domu Jana Marusy, krewnych Jurka, w miejscowości Muniakowice.